sobota, 28 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
piątek, 22 listopada 2013
wtorek, 29 października 2013
czwartek, 17 października 2013
niedziela, 13 października 2013
wtorek, 8 października 2013
niedziela, 6 października 2013
wtorek, 1 października 2013
sobota, 28 września 2013
poniedziałek, 23 września 2013
Bursa
Warto jeszcze wspomnieć o gorących żródłach, górze Uludag i co można na niej robić, festiwalach i jedzeniu.
niedziela, 15 września 2013
piątek, 13 września 2013
poniedziałek, 9 września 2013
piątek, 30 sierpnia 2013
sobota, 24 sierpnia 2013
środa, 14 sierpnia 2013
Rogi kozy.....
Czyli "keci boynuzu" /czyt. kedżi bojnuzu/ to coś długości 10 - 15 centymetrów, w kształcie naszego strąka fasoli. Usycha na drzewach i takie wyschnięte się zjada. Jak smakuje? Słodko. A ponieważ na początku jest twarde i dopiero w wyniku gryzienia mięknie można to potraktować jako naturalny cukierek.
niedziela, 11 sierpnia 2013
Kosedere i festiwal winogron
Tak wygląda urząd gminny we wiosce Kosedere. Jak widać nie jest duży, ale po co ma być? Wioska jest w górach. Ponieważ dla mnie każde porównanie z górami jest porównaniem z Tatrami to w tym przypadku stwierdzam definitywnie, że Kosedere nie jest w Tatrach, tylko w czymś niższym. Nie mniej jednak dojazd do niej samochodem był trudny ze względu na to, że było wąsko, z zakrętami i stromo.
piątek, 9 sierpnia 2013
niedziela, 4 sierpnia 2013
poniedziałek, 8 lipca 2013
niedziela, 9 czerwca 2013
Bibka powystawowa
Impreza jak widać zaczęła się spokojnie. Była czymś w rodzaju zakończenia roku pracy we wszystkich grupach zainteresowań. Oczywiście był obiad składający się z ryby lub kurczaka i sałatek, wina, piwa, wody mineralnej, itp. Po czym część osób zaczęła tańczyć taki turecki taniec /wyobrażam sobie, ze raczej stary/, którego do tej pory nie podjęłabym się wykonać. Polega on na "kręceniu" biustem z rękami uniesionymi w górę, wywijaniu ósemek biodrami, jednocześnie stopami robiąc kroczki, które nieodparcie mi przypominają te z góralskich tańców.
piątek, 7 czerwca 2013
środa, 29 maja 2013
Stambuł - Meczet Sulejmana
Meczet Ayse Kadin
Kurs malowania naczyń
Najpierw wzór ołówkiem rysuje się na kalce, później przekalkowywany jest na naczynie. Następnie jego kontury są pociągnięte czarną farbą. Po tym naczynie się czyści - specjalna ostra gąbką i gumką /też specjalną/. No i nareszcie można malować.
wtorek, 28 maja 2013
Dni morza 2
poniedziałek, 27 maja 2013
Dni morza
Dni morza w mojej miejscowości są obchodzone przez trzy dni. W tym roku trochę przeszkodziła pogoda. Nie dlatego, że padał deszcz, było pochmurno czy zimno. Po prostu wiał taki wiatr od morza, że jakakolwiek impreza na świeżym powietrzu stała się niemożliwa. Wszystko zaczęło się następnego dnia... Kiedy morze było spokojne.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Karczochy po turecku
Karczochy po turecku
Zawsze karczochy kojarzyły mi się z kuchnią francuską. A tu raptem i w tureckiej są. Właśnie teraz zaczyna się na nie sezon /kwiecień/. Z karczochami jest dużo zawracania głowy tym co jadalne, a tym co nie. Więc niezbyt się nimi interesowałam. Ale zostałam poczęstowana karczochem duszonym - bardzo smacznym.
4 karczochy
4 dymki
duży pęczek koperku
oliwa z oliwek
Karczoch krojony jest mniej więcej na pół, żeby te listki twarde wyrzucić. Póżniej tą połówkę kroimy jeszcze raz na pół, aby otrzymać 2 takie same porcje. Dymki i koperek siekamy, wszystko wrzucamy do garnka, wlewamy ciut oliwy i wody tyle, żeby tylko przykryć warzywa. Wolno gotujemy jakieś 15 minut i gotowe. Oczywiście sól też dodajemy....
poniedziałek, 25 marca 2013
sobota, 16 marca 2013
Dzień kobiet
Zostałam zaproszona na wieczór związany z 8 marca - dniem kobiet. W Turcji to święto jest obchodzone i tutejszy urząd gminy czy miasteczka urządził balangę dla pań. Jak łatwo się domyślić uczestniczyły w niej tylko kobiety. Jedyni mężczyźni tam obecni to byli kelnerzy, muzyk z syntezatorem i chłopakiem do pomocy, właściciel hotelu oraz mali chłopcy, dzieci biorących w tym udział kobiet. Dla dzieci też były atrakcje, żeby się nie nudziły.
środa, 13 marca 2013
poniedziałek, 11 marca 2013
niedziela, 3 marca 2013
Makarna i bulgur i twarożek
Pilaw - potrawa robiona z ryżu. Tak przynajmniej myślałam. Ale tu się okazuje, że jeszcze jest BULGUR PILAV i makarna.
Przepisy są dość zbliżone.
Przepisy są dość zbliżone.
sobota, 2 marca 2013
Brokuły, buraki, seler, por, czerwona kapusta i esek helvasi
U mnie raczej nie znajdziecie potraw przygotowywanych w lokalach lub restauracjach. Proponuję kuchnię domową w najczystszej formie. Mieszkam na prowincji. Tu do restauracji się rzadko chodzi. Ale to co jest przygotowywane w domach jest smaczne i jak najbardziej do zrobienia w polskich warunkach.
Na przykład takie brokuły. Dla mnie zawsze stanowiły wyzwanie w kuchni. A tu się okazuje, ze jest przepis dziecinnie łatwy.
czwartek, 21 lutego 2013
Stambuł - Hezarfen Ahmet Celebi
Historia ta została zapisana i ma wielu zwolenników w Turcji. Jedno z trzech lotnisk w Stambule jest imienia Hezarfena.
poniedziałek, 11 lutego 2013
Kuru fasulye, męski kurczak, rosół
Uważam, że w kuchni powinna panować rozmaitość - a więc nie tylko fasolka po bretońsku, ale i inne sposoby jej przygotowania. Od czasu do czasu pozwole sobie zamieścić jakiś przepis. I tym razem jest to właśnie kuru fasulye, czyli po prostu sucha fasola....
środa, 6 lutego 2013
Wyjazd z Warszawy
Do Turcji miałam jechać z Ciapkiem, moim psem. Mial wówczas 14 i pół roku. Długo zastanawiałam się jak go zabrać. Śniły mi się jakieś połączenia kolejowe lub morskie. Bezpośrednie oczywiscie. I takie, że pies jest mile widziany. W końcu stanęło na samolocie, bo nie miałam na nic czasu. W ciągu dwóch tygodni musiałam opuścić swoje mieszkanie, w którym przeżyłam trzydzieści lat, załatwić transport rzeczy i dokumenty psa, który miał nie tylko dostać paszport UE, ale i specjalne zaświadczenie od lekarza powiatowego wymagane przez władze tureckie.
Wlaściwie pakowanie pamiętam jak przez mgłę, jako że robiłam je dzień i noc. Przez to nawet myślałam, że w żaden sposób nie znajdę czasu na spotkanie w pracy. Ale poszłam i nie żaluje. Było bardzo miło. Kartka z życzeniami, którą dostałam stoi teraz u mnie na półce, a piękny obrus pasuje kolorystycznie do całego wystroju wnętrza.
Następnego dnia rano jechałam na lotnisko - z bagazem, psem i duzym pojemnikiem dla zwierząt do samolotu. Po załatwieniu wszystkiego był moment, którego zawsze się boję tzn. te parę chwil kiedy jeszcze sie stoi z rodziną. Wszyscy wiedzą, że długo nie będziemy się widzieli i rozmowa się nie klei. W końcu się pożegnaliśmy, przeszłam wszystkie kontrole i zaczęło się oczekiwanie na samolot.
Raptem usłyszałam swoje nazwisko....Poszłam do stewardessy i dowiedziałam się, że niestety ten samolot, który leci ma uszkodzone ogrzewanie w luku bagazowym i nie może zabrać psa. Musiałam zmienić datę wylotu i z bardzo miłą panią z obsługi lotniska iść po Ciapka. Potem usiadłam na wózku do przewożenia bagażu i zaczęłam dzwonić do rodziny.......którą godzinę temu pożegnałam. Oczywiście nikt natychmiast nie mógł przyjechać, ale ustaliliśmy godzinę. No i było rodzinne powitanie.
A następnego dnia była powtórka z rozrywki....Ale wylecieliśmy. Tylko z opóźnieniiem. I w Istanbule też byliśmy z opóźnieniem. Poźniej dowiedziałam się, że nie mam się co śpieszyć na samolot do Izmiru, poniewaz on też odleci z opóźnieniem....Zaczęłam się denerwować o psa, o którym nikt i nic nie mógł mi powiedziec. Na terminalu krajowym dowiedziałam się, że w Izmirze było oberwanie chmury czy coś podobnego i musimy czekać. W końcu zamiast o 20:00 wylecieliśmy o 00:30... Lotnisko w Izmirze było zupełnie puste. Zaczęłam rozglądać się za Ciapkiem. Na szczęście po kilku chwilach pojawila się klatka, a w niej pies - cały i zdrów.
No i teraz był przed nami niemal cały Izmir do przejechania!!! Najpierw idąc wolnym krokiem poszliśmy do metra i tu dowiedziałam się, że psy w metrze nie mogą jeździć... Powrót na lotnisko i szukanie taksówki. Taksówkarz okazał się wielbicielem psów!! Najpierw pojechaliśmy na plac, który w Izmirze jest pętlą autbusów miejskich i podmiejskich. Żywego ducha nie było. I trudno się dziwić - o czwartej rano. Zrezygnowana zupełnie poprosiłam taksówkarza, aby zawiózł nas na miejsce - czyli do małego miasteczka nadmorskiego.
O piątej byliśmy na miejscu. Taksówkarz był zaniepokojony tym, że ma mnie zostawić samą, praktycznie biorąc w nocy, z bagażami, przed domem pośrednika nieruchomości, który miał klucze do mojego domu. Po tym jak odjechał nareszcie usiadłam na walizce i odetchnęłam z ulgą - byliśmy na miejscu.
Pierwszy pojawił się właściciel sklepu z narzędziami, farbami, kafelkami, itp. Na szczęcie mówił po angielsku. Chciał obudzić pośrednika, ale pomyślałam sobie, że może lepiej będzie nie stwarzać swoją obecnością specjalnych trudności i powiedziałam, że poczekamy. Zresztą nie trwało to długo. I wtedy ni stąd ni z owąd pojawił się pick up, na który wgramoliłam się razem z Ciapkiem, nie zwracając uwagi na pośrednika proponującego mi swój samochód.
I krótki przejazd i jesteśmy w domu...Jeszcze tylko szybkie wyjaśnienia - gdzie korki, licznik wody, itp. i zostaliśmy sami. Spojrzałam się na ogródek - mały prostokąt od frontu - a w nim kaczki, baranek, gęsi, itp. w plastikowej folii lekko wgłębionej, bo to miał być niby staw....Później jak zobaczyłam inne ogródki, doszłam do wniosku, że właściciele mojego należeli do tej samej grupy co właściciele ogródków z krasnalami w Polsce.
Weszłam do domu i już oczami duszy widziałam jak on się zmieni. Po pierwsze farba...Koniec z tym brudnym niebieskim. Po drugie - wyrzucić dwa regały. Na ich miejsce jakieś półki na ksiażki z Ikei. Dwa stoliczki, które lata świetności miały już za sobą należalo pomalować. To wszystko niestety musiało poczekać. Bo najpierw musiałam załatwić stały pobyt w Turcji, a jeszcze przedtem dopilnować, żeby moje bagaże wyruszyły wreszcie z Polski.
Subskrybuj:
Posty (Atom)