Tak wygląda urząd gminny we wiosce Kosedere. Jak widać nie jest duży, ale po co ma być? Wioska jest w górach. Ponieważ dla mnie każde porównanie z górami jest porównaniem z Tatrami to w tym przypadku stwierdzam definitywnie, że Kosedere nie jest w Tatrach, tylko w czymś niższym. Nie mniej jednak dojazd do niej samochodem był trudny ze względu na to, że było wąsko, z zakrętami i stromo.
Kosedere było kiedyś wioską grecką, jako że w Turcji mieszkało dużo Greków. W czasie wielkiej wymiany narodów w latach dwudziestych ubiegłego wieku kiedy to Grecy wyjeżdżali z Turcji do Grecji, a Turcy z Grecji do Turcji stała się turecką. Wymiana odbywała się za rządów Ataturka, który sam urodził sie w Salonikach...
Do Kosedere pojechałam na dwu dniowy festiwal winogron - głównego produktu tego rejonu. Oczekiwałam wąskich uliczek i małych domków i się nie zawiodłam.
Oczywiście były też nowsze domy.
Punktem centralnym wioski była Koy Kahvesi, czyli taka herbaciarnio-kawiarnia, w której jeszcze coś można zjeść.
Ten lokal był idealnie usytuowany jak na tureckie warunki, a wiec słońce i gorąco latem. Był w cieniu....W cieniu dwóch starych sosen, które pamiętają nie wiem kogo, ale na pewno pamiętają.
Na ostatnich dwóch zdjęciach jest kobieta robiąca gozleme.
Oprocz jedzeniowych było jeszcze stoisko ze starociami i stoiska z ubraniami.
Proszę zwrócić uwagę na ten wieszak z tyłu. To są tzw. salvar /czyt. szalwar/, czyli po prostu zwykłe szarawary.... Tylko tu są damskie, z niskim krokiem, nogawakami zebranymi w gumke /???/ i w kwiatuszki..... Szarawary nosi wiele kobiet wiejskich, nosi je moja sąsiadka do pracy w ogródku. Jednym słowem jest to stary strój kobiet tureckich.
W ciągu dnia były jeszcze atrakcje dla dzieci. A więć najpierw malowanie twarzy.
Później przeciąganie liny.
Jeszcze póżniej zabawa, której nazwy nie pamiętam, ale polega ona na tym, że wszystkie krzesła muszą być zajęte, jest o jedną osobę za dużo, osoba bez krzesła odpada.
I na koniec jeszcze wyścig z jajkiem na łyżce............
Wieczorem były atrakcje dla dorosłych, a wśród nich występy dwóch zespołów rockowych i chóru z pobliskiego miasta. Czyli dla każdego coś miłego.
Ja jeszcze zrobiłam "odkrycie" przyrodnicze. Chodzi o gul biber, czyli różaną paprykę albo paprykę w kształcie róży, Rosła przy kafejce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz