Tak się nazywają kwaśne pomarańcze po angielsku. Powiedzmy, że jest to kwaśny podgatunek pomaranczy. Rosło ich dużo w okolicach Sewili i stąd nazwa. Tutaj też rośnie ich sporo.
W Polsce są niedostępne. Tutaj znajomi zrobili z nich rodzaj konfitury. Jest on powszechnie znany, nawet nieskomplikowany, ale jednak wymaga cierpliwości i czasu. Po pierwsze te pomarańcze zalewa sie wodą i tak pod wodą mają spędzić 5 dni. To ma "wyciągnąć" z nich gorycz i kwas. Po tych 5 dniach, lekko się ściera tą pomarańczową skórkę i ku moim zdziwieniu - wyrzuca.... Potem te pomarańcze sie obiera, skórki dzieli sie na części i każdą z nich zawija. Jakby tego było mało to jeszcze nawleka się dłuuuuuugą nitkę i na tą nitkę wszystkie te "zawijasy" się naciąga.
Później się to wszystko koliście układa w garnku, zalewa wodą /tak tylko, żeby przykryła nam skórki/ z cukrem. Po tym gotujemy na wolnym ogniu aż otrzymamy to, co widzimy powyżej. Do słoików i gotowe. Można jeść to osobno, ale są tez koneserzy, którzy sobie dwie czy trzy takie skórki do kawy lub herbaty wrzucają zamiast cukru i potem nasiąknięte z rozmarzeniem w oczach zjadają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz