W styczniu niespodziewanie zrobiło się mroźno. Trwało to chyba trzy dni, ale wystarczylo, żeby padły wszystkie rośliny ciepłolubne. O dziwo /jak wiadac na powyższym zdjęciu/ nie zaszkodziło to różom. Albo w minimalnym stopniu. W ogóle patrzę sie na te kwiaty z podziwem - trwają jakby zaczarowane w tej samej formie całą zimę.
Natomiast ofiarą mrozów padło to piękne drzewo....
Została z niego tylko taka mizerota.
To samo można powiedzieć o innym drzewku, którego smętne resztki podziwiam.
A było takie i latem i zimą.......
Że nie wspomnę o drzewku, które przyozdabiało domek sąsiada.
I wyglądało wiosną tak.
A latem tak........
Moje pelargonie też zmarniały, ale podobno mają "odbić".
Natomiast po tych mrozach zaczął padać deszcz i pojawiło sie słońce. W efekcie pod koniec stycznia i na początku lutego zakwitły stokrotki.
I nagietki. Jeszcze obok stokrotek takie małe żółte kwiatuszki, które tutaj ktoś nazwał "żółtymi stokrotkami". Nie słyszałam o takich, ale...
Oprócz tego oczywiście mlecze.
I różówe, drobniutkie kwiatuszki, których nazwy nie znam.
Oczywiście też zaczeły wschodzić te dzikie tulipany, które chyba są anemonami, ale zostawiam to przyrodnikom.
Jeszcze drobne kwiatki w niebieskim kolorze.
I kwiaty, których nazwy w ogóle nie znam...
Te poniżej dopiero zabierają się do rozkwitnięcia.
Oprócz tego jeszcze kwiatki, które zrobiły się popularne w Polsce - do doniczek, balkonów, itp. Tutaj tworza dywany...
No i nie mogę przecież zapomnieć o kaktusach /lub sukulentach.../.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz